30 grudnia 2015

The goodness in your heart

Z niewyobrażalnym żalem patrzyłem na kwitnącą Japonię, która raniła swoim pięknym widokiem jeszcze bardziej niż wieść, że moja edukacja w tym kraju zakończyła się i niezwłocznie mam wrócić do Chin, gdzie na nowo stanę się niewolnikiem ojca. Wiedziałem, że żadne z działań ojca nie ma mnie skrzywdzić ani zniszczyć, bo był to normalny etap przygotowujący do roli, jaką wkrótce będę musiał pełnić. Bałem się tego, choć pałac ani rozkazywanie służbie nie były mi obce. Wychowywany w takim miejscu wiedziałem, jak postępować z podległymi mi jednostkami, ale tutaj chodziło o coś więcej. O całe państwo! O całe Chiny! Ja miałem stać na czele ludu i go bronić. Nie wiedziałam, jak to zrobić skoro sam o siebie nie mogłem zadbać.
Uniosłem lekko głowę, wdychając powietrze zabarwione kwiatami wiśni. Przede mną rozpościerał się przepiękny widok na ogród pełen drzew. Korony zabarwiły się na jasnoróżowy, tworząc baldachim nad moją głową. Nawet, jeśli w moim sercu rozgrywał się prawdziwy dramat, to wykrzywiłem usta w delikatnym uśmiechu, ponieważ ten kwiat zawsze będzie mi przypominał o chwilach, jakie tutaj spędziłem. Pełne radości, bezpieczeństwa, miłości, a co najważniejsze, wolności. Chodziłem na lekcje języka japońskiego i to był mój jedyny tutaj obowiązek. Resztę dnia mogłem spędzić tak, jak chciałem. Czyli zwiedzałem Tottori, czytałem książki, bardzo często były to romanse, na które nie mam czasu w pałacu, bawiłem się z innymi ludźmi. Ja po prostu żyłem przez te dziewięć miesięcy. Wkrótce miała nastąpić moja śmierć. Powrót do domu inaczej nie mogłem nazwać. Bo tam umrze prawdziwy ja, a narodzi się książę Luhan.
Wracałem do domu, gdzie pewnie czekał na mnie mój opiekun, Zitao, oraz nauczyciel języka japońskiego, pan Tanaka. Zostały mi ostatnie chwile na pożegnanie się z Japonią. Dziewięć miesięcy starczyło, żebym zakochał się w tym kraju, poznał najgorsze z możliwych uczuć oraz wyobraził sobie swoją śmierć. Przypominałem śliczne płatki kwiatów wiśni, które oderwane od drzewa spadają na dół, porywane przez wiatr. Tak bardzo chciałem uciec przed swoim przeznaczeniem, że byłem w stanie zapłacić każdą cenę, żeby tylko nie musieć stać na czele Chin. Bo to nie była moja droga! Widziałem w niej wyłącznie piekło. Chciałem, czegoś zupełnie innego. Moje serce czuło tęsknotę za światem wolnym od wszystkiego innego, co dotychczas poznałem.
Zbliżając się do drzwi, poczułem nagły ucisk w żołądku. Powstrzymałem cisnące się łzy do oczu, gdy wszedłem do środka. Zitao oraz pan Tanaka spojrzeli na mnie z uśmiechem na twarzy, który tylko w połowie mogłem odwzajemnić. Pomimo tego, że pan Tanaka był niezwykle miłym człowiekiem to nawet jego widok nie uspokoił mnie. Spędziłem z nim wystarczająco dużo czasu, żeby wiedzieć, że jego nie da się tak łatwo oszukać. Od razu rozszyfrował moją duszę, pocieszając mnie, że los bywa zadziwiająco uległy, jeśli chodzi o ludzkie marzenia. Niestety czasem jego pomoc bywa dość niespodziewana oraz pełna przykrości. Trzeba być gotowym na wszystko.
- Już się pożegnałeś? - zapytał Zitao, gdy usiadłem obok nich.
- Tak, Zitao.
W rzeczywistości moja dusza krzyczała, jak szalona. Rwała się do ucieczki, która nie miała najmniejszego sensu. Ojciec na pewno by mnie znalazł. Jego znajomości, szpiedzy oraz władza sięgała wszędzie. Na serio trudno było znaleźć miejsce, gdzie byłbym bezpieczny. Nawet bezludna wyspa nie stanowiła dla ojca wyzwania.
Zitao pieszczotliwie pogłaskał mnie po głowie. Był moim opiekunem odkąd skończyłem pięć lat. W pewnym sensie stał się moim przyjacielem, ale on nie był w stanie zrozumieć mojego niepokoju. Mogłem z nim wyłącznie porozmawiać o dość prostych rzeczach, na co nie narzekałem. Bo każdy człowiek potrzebuje kogoś przy swoim boku. Jednak Zitao miał jedną wadę, która nie pozwalała mi się mu zwierzać ze wszystkiego. Był zbyt stanowczy. Wiedział, że ma do czynienia z księciem i pewne zachowania powinien karać, żebym w przyszłości nie popełnił żadnego niestosownego błędu. Dlatego nie mówiłem mu o moich wątpliwościach. Wyśmiałby mnie i zmieniłby temat. Dla niego nie istniały marzenia.
- To dobrze. Pójdę sprawdzić, czy zapakowano wszystkie skrzynki z rzeczami - oznajmił Zitao i wyszedł zostawiając mnie sam na sam z moim nauczycielem.

 W rzeczywistości moja dusza krzyczała, jak szalona. Rwała się do ucieczki, która nie miała najmniejszego sensu. Ojciec na pewno by mnie znalazł. Jego znajomości, szpiedzy oraz władza sięgała wszędzie. Na serio trudno było znaleźć miejsce, gdzie byłbym bezpieczny. Nawet bezludna wyspa nie stanowiła dla ojca wyzwania.